Obserwatorzy

wtorek, 31 marca 2015

W pogoni za czasem ...

... który przyspiesza wciąż i wciąż i moje próby dogonienia go spełzają na niczym. Na szczęście są wyzwania, i jak sobie coś postanowiłam to trzeba to zrealizować.
12 czapek w jeden rok zmobilizowało mnie do odkurzenia bloga. Czasami nie wiem jaki dzień tygodnia mamy, bo, że Wielkanoc tuż tuż to przypominam sobie zaglądając na Wasze blogi :(

Nie chcę się żalić, bo myślę, że to wszystko chwilowe i przyjdzie taki dzień, że będę miała dużo do pokazania :)
Dziś skromnie, moje czapeczki marcowe ... za oknem plucha i zawierucha, a jajeczkom na parapecie jest cieplutko i przyjemnie :D


Wiosna była i przysnęła gdzieś w kąciku, wcale się jej nie dziwię ... mi też chce się spać okrutnie, ale jak bije się rekordy w nie-spaniu i pracowaniu to co się dziwić.

Wena też o mnie zapomniała, albo się obraziła - w sumie to jej też się nie dziwię, też bym się pogniewała ... kiepski ze mnie przyjaciel :((( Tylko są takie sytuacje, że ja sama nie wiem czy to jeszcze ja, czy może ktoś inny.



Jutro moje starsze dziecię pisze sprawdzian na koniec 6 klasy (dopiero zaczynała!!! Jak ten czas szybko leci?!). Potrzymacie ze mną kciuki???
Uciekam podawać antybiotyk młodszemu (zagościła szkarlatyna, fuj!) i dzwonić do doktora, bo to dusza człowiek a nie lekarz.

Buziaki Kochane i do następnego!

sobota, 14 marca 2015

Mój pierwszy lifting :)

Na szczęście nie mój, tylko przeze mnie zrobiony i nie dotyczy twarzy i sylwetki (chociaż wzięłam się ostro za siebie - tylko efektów nie widać buuuuu) ale albumu. Z góry Was przepraszam! Bo nie dość, że tak mało mnie tu to jeszcze jak się pojawię to zawalę zdjęciami. Ale biorąc pod uwagę, że to pierwszy ... że brak mi wielu przydatnych urządzeń i materiałów, o doświadczeniu i technice nie wspominając to jednak ... jestem zadowolona :) Co prawda mąż sprowadził mnie na ziemię (bo kto jak nie mąż?!), ale powiedzmy, że się nie zna ;) Nie zmienia to faktu, że spojrzałam na moje dzieło bardziej krytycznie i coś tam do mnie trafiło. Jednak, biorąc pod uwagę, że to moje pierwsze tego rodzaju dziecię, jestem dumna :D

Jakiś czas temu, dokładnie przed nawałem prac zawodowych, zostałam poproszona o zrobienie albumu. Było to dla mnie i wyzwaniem i wielką przyjemnością. Takim resetem, niezbędnym do przystąpienia do większego projektu.

Efekt końcowy jest taki:


A wcześniej było tak:


Zafoliowany album z pomarańczowym grzbietem (ten pomarańcz spędzał mi sen z oczu, choć czasu na lifting było niewiele - niecały tydzień)


Tu już po zdarciu folii - aby klej lepiej się chłonął ...
... i wnętrze w trakcie prac (było co robić).

Wnętrze po liftingu wygląda tak:


Bez korzystania z bindownic. Może dziurki nie są bardzo równe, ale dopasowane do oryginalnych, zrobione igłą i szydełkiem ;)


Złote brzegi tak jaki i i inne problematyczne części okleiłam taśmą washi. Wszystkie warstwy papieru naklejone na okładkę dodatkowo wzmocniłam metalowymi narożnikami.


Tu widać lepiej :)

Na albumie znalazły się też moje szydełkowe kwiatki w rozmiar xxs (6 mm)


Do albumu zrobiłam pudełko i kartkę



Szczegóły poniżej



co prawda kwiatek, listki, serwetka zrobione mechanicznie, to jednak zostały przebarwione i zwykłymi farbami plakatowymi, kolorystycznie dopasowanymi :D Digi stempelek pochodzi od Novinki, wiele wspaniałości tam znajdziecie :)
Kartka została "chlapnięta" mixem farbek plakatowych


tym samym co grzbiet albumu.


Trudno było ukryć ten pomarańcz, prześwitywał przez wszystko. Ratunkiem ( po inspiracji grupy fb) okazało się wklejenie kanwy do haftu krzyżykowego, którą mam w zapasach i potraktowanie ją pastą kupioną w Lidlu. Efekt, nie uwieczniony wyglądał jakby grzbiet by zagipsowany. Sporządziłam więc ze zwykłych plakatówek "mgiełkę" komponującą się z całością i tak powstał grzbiet :)


A cały komplet wygląda tak:




Zgłaszam mój album na wyzwanie w 123scrapujty pt. "Drugie scrapowe życie przedmiotu"

oraz na wyzwanie kolorystyczne w Klubie Twórczych Mam :))

Uff, mam nadzieję, że dobrnęłyście do końca - dziękuję! :)))
Uściski przesyłam i do następnego! :)

Ania

poniedziałek, 2 marca 2015

Spóźnione czapki

Jedna można powiedzieć całkiem jeszcze świeża, druga już przeżyła prawie cały sezon zimowy, ale nie było okazji ich pokazać.
Czas mi biegnie jak szalony, ostatnie tygodnie były niesamowicie intensywnie zawodowo, choć nie ominęły nas problemy zdrowotne (z powodu których, np. znowu nie pojechałam do rodziców - wrrrrrrrrr). Wasze blogi odwiedzałam, podziwiałam i czytałam stojąc w korkach, siedząc w poczekalni u lekarza lub już leżąc w łóżku - przepraszam, że nie zostawiałam śladu, ale telefon pozwala mi na swobodne przeglądanie stron, gorzej z komentowaniem :( Mam wrażenie, że widzę już światełko w tunelu więc jest szansa na moje bardzie systematyczne odwiedzanie blogosfery.
Niestety na szydełkowanie też ostatnio czasu brakowało, uśmiechają się do mnie porozpoczynane robótki, niewykończony kot i króliczki ... ale, przy prowadzeniu własnej działalności trzeba brać co daje los i spinać się na maksa, bo nie wiadomo jaki będzie kolejny miesiąc.

A oto moje czapeczki:

Dla sześciomiesięcznej damy, którą pokazywałam na jednym ze zdjęć w poprzednim poście:


Czapeczka zrobiona na drutach, z mojej ulubionej i idealnie nadającej się na dziecięce ubranka Baby Alpaca Silk firmy Drops. Czapka wyszła bardzo delikatna i przyznaję, że spodobał mi się ten "pyszczek":


Czapeczka zrobiona na zamówienie, została opatrzona imieniem damy (przy okazji trzeba było przypomnieć sobie podstawy haftu ;) )


Z tej włóczki robiłam już inne czapeczki, które pokazywałam tutaj, tutaj i tutaj. Poprzednie były robione szydełkiem i jak widać na zdjęciu poniżej - czapeczka z autkiem, którą dostałam do przedłużenia, a która była noszona latem i jesienią świetnie zachowuje swój kształt, jest miła, ale nie aż tak delikatna. Czapeczka zrobiona na drutach jest ciut mniej kształtna (po wypraniu wykończyłam ją szydełkiem aby lepiej się trzymała na główce), wymaga zdecydowanie więcej pracy, ale ... faktura dzianiny ma w sobie to Coś. Robiąc czapki na zamówienie pozostanę chyba przy szydełkowych, chyba, że wyraźnie zamawiający sobie zażyczy taką na drutach, ale mnie ta na drutach urzekła i już :)


Przy okazji odkryłam jak ładnie rozpocząć robótkę na drutach - bo wszystkie poprzednie nie wyglądały zbyt ciekawie, luźne oczka początkowe były niezbyt estetyczne. Odkryciem jest łańcuszek prowizoryczny, a na blogu intensywnie kreatywnej dodatkowo znalazłam świetny filmik, jak ten łańcuszek łatwo zrobić. Czapeczka, według mojej pierwszej koncepcji miała wyglądać trochę inaczej i zdjęcie przedstawia początek poprzedniej robótki z innej włóczki, ale za to pięknie widać równiutkie oczka początkowe ;) Cieszę się bo to zawsze była moja zmora, która mnie skutecznie odpychała od robótek na drutach.


Drugą czapeczkę (a chronologicznie pierwszą) zrobiłam już dość dawno bo jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Czapeczka dla małego Gucia, synka Dark Raven


Zdjęcia też dzięki uprzejmości Agnieszki, bo tak się spieszyłam, żeby zdążyć przed świętami, że choć udało się zrobić kilka zdjęć to potem w ferworze świątecznych przygotować wszystkie zostały wykasowane.
Czapeczka zrobiona szydełkiem, szalik na drutach, popularnym ryżem :) Mam tylko nadzieję, że Gucio dał się przekonać do szaliczka, który zrobiłam z włóczek, które zostały po zrobieniu czapki.


Strasznie długi mi wyszedł ten dzisiejszy post. Mam nadzieję, że dobrnęłyście do końca.
Ściskam Was gorąco i dziękuję, że pomimo moich przerw w blogowaniu jeszcze o mnie pamiętacie :***

Ania

P.S. Choć już marzec to linkuję czapeczki do projektu 12 czapek w 1 rok.