Nawet bardzo tęskno mi już do tej wiosny. Ostatnie ponad dwa tygodnie jak wycięte z życiorysu, grypa, potworny ból zęba, który przyszedł nagle, a u nas ferie, dentyści też wypoczywają ... :( Ale chyba już najgorsze za mną ...
Na poprawę humoru troszkę kolorków zaczynam do kuchni wprowadzać :)
Łapki kuchenne to moja inspiracja w naszym wielkanocnym wyzwaniu w Klubie Twórczych Mam. A dzieciaki namalowały na folii baranki farbami witrażowymi, od razu zrobiło się nam weselej :)
Takie uśmiechnięte barany zmuszają do uśmiechu :))
Co prawda w powietrzu coraz częściej czuć wiosnę, słoneczko wygląda nieśmiało zza chmur (nareszcie!) nawet ptaki jakby zwiększyły swoją aktywność (a razem z nimi mój kot - o zgrozo!) to jednak jeszcze mamy zimę ... I na ostatnie zimowe wyzwanie w sezonie powstała broszka:
Jeśli macie ochotę zajrzyjcie
tutaj po szczegóły wyzwania zimowego:
i wielkanocnego
tutaj:
Bardzo dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny i komentarze pod poprzednimi postami :)) Prawdę mówiąc muszę trochę nadgonić robotę nad moimi całorocznymi wyzwaniami, bo ostatnio zupełnie o nich zapomniałam robiąc inne pilne rzeczy, np. kolejną czapkę.
Julka chciała szarą z warkoczami. Ale ja ... oczywiście chciałam mieć czapkę z efektem wow i zamówiłam cudną wełenkę merino ... która niestety nie pasowała do warkoczy i w ogóle nie bardzo byłam z niej zadowolona. Połączyłam ją z szarą też merino i zrobiłam gładką, zwykłą czapę, która mi się wydaje bardzo szara i smutna ... Julka niby zadowolona, ale ja nie ... :( Jej zalety są takie, że jest super ciepła (podwójna nitka merino robi swoje) a przy tym ani troszkę nie gryzie, nawet mnie :))
No cóż, czapa może kiedyś będzie dla Marcina, bo myślę, że bardziej chłopakowata jest ;)
A kolorowe czapy robią w tym roku furrorę m.in. na szwajcarskich stokach :)) Szukam teraz wełenek merino w tak obłędnych kolorach jak myboshi, bo trzeba podnosić jakość wyrobu! :D
Buziaki i zdrówka dla Was wszystkich bo wciąż słyszę że grypa nie odpuszcza ...
Ania