Pisałam ostatnio o moich niedokończonych pracach. Udało mi się skończyć serwetkę! Cieszę się, bo te robótki wymagające czasu i konsekwencji nie wychodzą mi najlepiej. Lubię widzieć efekt natychmiast.
To pierwsza serwetka w moim życiu, ale gdy zobaczyłam ją w gazetce "Robótki ręczne - Extra" to wiedziałam, że muszę spróbować swoich sił.
Do niedawna wszystkie schematy były dla mnie czarną magią (jestem samoukiem), na szczęście pomalutku udaje mi się rozkodowywać te wszystkie kropki i kreski.
Dzięki ściegowi reliefowemu, który wykorzystałam po raz pierwszy przy rękawiczkach, udało się uzyskać efekt wypukłości.
To moja pierwsza próba zrobiona zbyt grubym kordonkiem, następna będzie delikatniejsza, bo wzór (choć czasochłonny) bardzo mi się podoba :)
Pisałam też ostatnio o lnie, który zamówiłam z myślą o hafcie. Marzy mi się ... , nie zdradzę. Mam nadzieję, że za jakiś czas uda mi się pokazać co mi się marzyło. Dziś tylko hafty, których zdjęcia udało mi się znaleźć dość, a które już kiedyś pokazywałam w innym miejscu:
- biscornu, służące jako igielnik, powstało ich kilka
- serwetka - kolory ciut wyblakłe, bo haftowana jeszcze w czasach panieńskich
i ...
Matka Boża Cygańska.
Zgubiłam schemat ale szczęśliwie go odnalazłam całkiem niedawno. Sporo się zmieniło od momentu, gdy robiłam to zdjęcie, ale na pewno będę informowała na bieżąco o zachodzących w tym obrazie zmianach. Jakby nie było to 26.000 krzyżyków w odcieniach włóczki różniących się od siebie o ton, nieraz nawet przy dziennym świetle zastanawiam się, czy właściwie haftuję. Ale efekt jest dokładnie taki, o jakim marzyłam :)
A w tak zwanym międzyczasie powstało kilka szydełkowych maluchów ... ale o tym może następnym razem :))
A tymczasem dziękując za każdy komentarz ściskam Was gorąco, zima jakby odpuściła i robi się coraz przyjemniej :))