Może zacznę od tej torby, na którą miałam ochotę od dawna. Urzekła mnie jej prostota i babcine kwadraty w ciut innej odsłonie :))
Torba jest z podszewką i jest świetna na dalsze i bliższe wyprawy, nie tylko rowerowe. Zrobiłam ją jeszcze w maju i dzielnie mi służyła przez całe wakacje.
Wzór torby znajdziecie tutaj - torba zrobiona z włóczki Paris (oczywiście od Dropsa, którego włóczki kocham).
Nie udało mi się zrobić ani jednej czapki w czerwcu i lipcu. Jakoś te upały nie sprzyjały dzierganiu czapek. Za to w sierpniu powstały dwie, z myślą o super-babce, mojej siostrze z burzą loków na głowie. Zdjęcia niestety samych czapek, ale może ją namówię na krótką sesję ;)
Czapki miały być grube i dość luźne. Przyznaję, że zdradziłam Dropsa, chociaż chciałam w pierwszej kolejności zamówić włóczkę Peak. Padło jednak na My Boshi - z uwagi na dużą paletę dostępnych kolorów, niekoniecznie jaskrawych.
Byłam mile zaskoczona, robiło się świetnie i bardzo szybko, a dzięki grubości nawet pompony, z którymi mam zawsze problem wyszły idealne. Myślę, że Agusia i Grześ będą zadowoleni :)
Czapeczki oczywiście zaliczam na poczet wyzwania 12 czapek w 1 rok.
Dziękuję Wam za tak miłe ponowne przyjęcie do świata blogerów ;) Kochane jesteście :)))
Ściskam Was mocno i biegnę szykować ubrania na jutro. Mam dwóch pierwszaków (gimnazjalistkę i siedmiolatka), więc jutro ważny dzień.
:*
Ania
Strony
▼
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Stęskniłam się ...
długo mnie nie było. Zaglądałam do Was, głównie z telefonu, z którego pozostawienie komentarza graniczy z cudem, ale tak czy siak była to obecność z doskoku, nieregularna, tak jak i moje siadanie do komputera w czasie wakacji. To czas gdy najtrudniej usiąść mi do pracy bo cała rodzinka w domu, a moje biuro też w domu. Jest to więc czas kiedy zdecydowanie mniej pracuję i ładuję akumulatory na jesień i zimę. Za to od tygodnia sprzątam przestrzeń wokół siebie, domu ... i do odkurzenia bloga też mnie ciągnie :)
Robótkowo wciąż dzieje się sporo - długie, ciepłe wieczory na tarasie sprzyjały szydełkowaniu, ale zacznę od tego co było obiecane, a co zdarzyło się już trochę czasu temu - festynu przedszkolnego.
To mój pierwszy tego rodzaju "występ" i nie bardzo wiedziałam jak się przygotować. Idęą był pokaz rękodzieła, więc znalazło się sporo rzeczy nie na sprzedaż - chodziło co z włóczki (i nie tylko włóczki) można zdziałać.
Ale pomyślałam, że fajnie będzie zarobić trochę pieniążków na potrzeby przedszkola. Zrobiłam kilka kompletów podkładek pod kubeczki i całą sowią rodzinkę:
a także kilka motylków:
Oprócz tego były do kupienia spineczki i kolczyki:
serduszka:
kuchenne łapki i trampki:
W planach było "wykańczanie" motylka koralikami - w ramach pokazu rękodzieła, dla chętnych zmaganie się z szydełkiem i robienie zakładek z papieru. Niestety, plany planami a życie ma swój scenariusz. Gdy tylko zdążyłam się rozłożyć a dzieci rozpoczęły występy przyszła burza, która jakoś nie chciała pomimo zaklinań przejść bokiem. Cieszyłam się wówczas, że wpadłam na pomysł zabrania ze sobą obrusa, w który wszystko zawinęłam i schowałam do auta. Niewiele sprzedałam, mało kto widział, ale przynajmniej sporo różnych różności do rozdawania mi zostało ;)
Pewnie teraz więcej mnie będzie w sieci, bo pomału czas wrócić na właściwe tory pracy, nauki i ... blogowania oczywiście :)
Wytrwały i zaglądającym dziękuję gorąco i przesyłam całusy gorące, pachnące lawendą jak serce poniżej.
Ania
Robótkowo wciąż dzieje się sporo - długie, ciepłe wieczory na tarasie sprzyjały szydełkowaniu, ale zacznę od tego co było obiecane, a co zdarzyło się już trochę czasu temu - festynu przedszkolnego.
To mój pierwszy tego rodzaju "występ" i nie bardzo wiedziałam jak się przygotować. Idęą był pokaz rękodzieła, więc znalazło się sporo rzeczy nie na sprzedaż - chodziło co z włóczki (i nie tylko włóczki) można zdziałać.
Ale pomyślałam, że fajnie będzie zarobić trochę pieniążków na potrzeby przedszkola. Zrobiłam kilka kompletów podkładek pod kubeczki i całą sowią rodzinkę:
a także kilka motylków:
Oprócz tego były do kupienia spineczki i kolczyki:
serduszka:
kuchenne łapki i trampki:
W planach było "wykańczanie" motylka koralikami - w ramach pokazu rękodzieła, dla chętnych zmaganie się z szydełkiem i robienie zakładek z papieru. Niestety, plany planami a życie ma swój scenariusz. Gdy tylko zdążyłam się rozłożyć a dzieci rozpoczęły występy przyszła burza, która jakoś nie chciała pomimo zaklinań przejść bokiem. Cieszyłam się wówczas, że wpadłam na pomysł zabrania ze sobą obrusa, w który wszystko zawinęłam i schowałam do auta. Niewiele sprzedałam, mało kto widział, ale przynajmniej sporo różnych różności do rozdawania mi zostało ;)
Pewnie teraz więcej mnie będzie w sieci, bo pomału czas wrócić na właściwe tory pracy, nauki i ... blogowania oczywiście :)
Wytrwały i zaglądającym dziękuję gorąco i przesyłam całusy gorące, pachnące lawendą jak serce poniżej.
Ania